wtorek, 27 maja 2014

Co dobre szybko się kończy - nie co opóźniony post o LM i LE

Może już słyszeliście, może już czytaliście o zmaganiach najlepszych drużyn w finałach swoich rozgrywek. Wiem, że piszę o tym trochę za późno. No bo jak można mówić o rzeczach z przeszłości. O finale Ligi Europejskiej prawie wszyscy już zapomnieli. Nie oszukujmy się, ale był on dwa tygodnie temu. Z Ligą Mistrzów już nie jest tak źle, bo trzy dni to nie taki duży odcinek czasu, ale jest. Otóż, że bardzo lubię oglądać finały prawie każdych rozgrywek piłkarskich, podczas tych dwóch spotkań nie wiem jak u Was, ale u mnie w domku, głośniki czasami dały popalić. Muszę przyznać, że nie obejrzałem całego finału LM, gdyż spóźniłem się o 15 minut z Warszawy, gdzie byłem na Targach Książki, ale to co najlepsze nie przegapiłem. Podzielcie swoimi wrażeniami z meczu na dole, w komentarzach. Na pewno odpiszę....
A teraz chciałbym nie co przypomnieć wam te dwa tak ważne wydarzenia piłkarskie. Pozwolicie, że rozpocznę od tego ważniejszego czyli LM...

1. Na to spotkanie, nie którzy już odliczali od dobrych miesięcy. Ja również do nich należę, bo moim zdaniem finał przypada tylko raz do roku i raz do roku można obejrzeć tak świetny futbol. Ten mecz był jeden z lepszych lub najlepszych finałów Ligi Mistrzów. Najbardziej chyba utkwiła Wam sama końcówka 9 mi również ), gdzie Atletico zaczęła się bronić i co chwile wykopywać futbolówkę czy to na aut lub rożny. Pressing Realu popłacił, bo zdobyli tego można powiedzieć złotego gola, ale nic nie bierze się z niczego. Jak do tego doszło?

Użyje nawet sformułowania, że Królewskich nie należał się tytuł mistrza, bo przecież to nie oni grali lepiej, to nie oni stwarzali sobie sytuacji, to nie oni mieli większe posiadanie piłki. Niestety futbol czasami jest okrutny i nieprzewidywalny. Spotkanie w Lizbonie  rozpoczął hymn Ligi Mistrzów, podanie sobie dłoni, szybka rozgrzewka, wybranie połów oraz gwizdek. Gwizdek, który rozpoczął "batalię" o 20.45, a zakończył przed północą. Początek lepiej zagrali podopieczni Simeone, lecz nic z tego nie wyszło. Trzeci raz z rzędu natomiast w 7 minucie boisko opuścił Costa, który ciągle walczy walczy i wygrać nie może z kontuzją. Nie mogę w to uwierzyć, że Diego trzeci raz  z rzędu postawił na tego napastnika, jak każdy był zgodny, że nie powinien się męczyć i jeszcze pogorszyć sytuacji. W jego miejsce pojawił się Adrian Lopez.
Po 30 minucie świetną sytuację zmarnował Bale, który dostał podanie około w połowie boiska, przeszedł jak tyczki obrońców i zabrakło tylko dobrze dołożyć nogi. Strzał z fałsza( fachowa nazwa - uderzenie z zewnętrznej części stopy) mógł tylko przestraszyć golkipera czerwono - białych. Ale jak wiadomo, on zbytnio się nie przejmuje.
Kilka minut później to Atletico miało przewagę i ją wykorzystała bo błędzie Casillasa. Podczas rzutu rożnego Iker źle obliczył lot piłki i niepotrzebnie po nią wyszedł. Piłkę nabrała rotacji,a golkiper wiedział, że jest za daleka i po prostu już do niej nie skakał. Wyskoczył natomiast do futbolówki Godin, który czubkiem głowy skierował ją do bramki. Gol nie można zaliczyć do najpiękniejszych, ale nie liczy się styl lecz wynik... który był na korzyść Atletico. Casillas po stracie gola trochę się załamał, bo to była ewidentnie jego wina. No cóż gra się dalej...
Jeszcze przed przerwą, też po rzucie rożnym szanse miał Gabi - kapitan, lecz piłkę posłał za wysoko.
W drugiej połowie to Real przejął inicjatywę. Nie mogli tylko wykorzystać dogodnych sytuacji, które marnowali Walijczyk oraz Argentyńczyk - Angel Di Maria.
Wszystko układało się po myśli Simeone, bronili wyniku, już czuli w powietrzy zwycięstwo i uniesienie Pucharu do góry, aż do 93 minuty, która zmieniła cały obraz gry.
Właśnie gdy arbiter przygotowywał się do zagwizdania ostatni raz, po rzucie rożnym ( znowu) świetnie uderzył głową Ramos i dał remis Królewkim. Tego gola nigdy nie zapomnę, dla mnie jest majstersztyk. Takiego strącenia, aby piłka skozłowała równo przed bramką nie ma się w genach. Sergio pokazuje, że jest nie tylko dobry w obronie, ale również w ataku. Przecież w ostatnich chyba 5 czy  meczach zdobył więcej goli niż Karim Benzema - napastnik Galacticos.
Wynik 1:1 mówił jedno, będziemy mieć dogrywkę...




WSZYSTKO  NA DAREMNO czyli co tak naprawdę stało się w kolejnych 30 minutach...
Dogrywka była pod dyktando Królewskich. Po prostu drużyna Simeone nie istniała na boisku. Myślę, że się załamali stratą gola w  ostatniej akcji meczu. W 110 minucie na prowadzenie wyszedł Real, który już go nie oddał. Strzał z główki na pustą bramkę oddał Gareth Bale, dzięki świetnemu zagraniu Angela.
Później już było tylko gorzej.  Na pogrążenie rywali bramki na 3 i 4 do 1 strzelili Morata oraz Ronaldo z rzutu karnego...

Tym samym ustanowili dziesiąty triumf w Lidze mistrzów. Na to wydarzenie kibice czekali aż 12 lat. Większe powody do zadowolenia ma trener Carlo Ancelotti - Włoch został drugim menedżerem, który zdobył trzy Puchary Europy. Pierwsze dwa z Milanem w 2003 i 2007, trzeci właśnie teraz.
Uważam, że gracze Atletico również zaliczyli świetny sezon. Wygrali ligę to jest dopiero nagroda. Natomiast przegrali tylko jeden mecz w Lidze Mistrzów, finał i to najbardziej boli.
A  chyba jeszcze bardziej, transfery, które niepokoją kibiców. Jak podaje prasa, na pewno ma odejść bramkarz Courtois. Przyszłość Diego Costa jest w 90% też przesądzona, bardzo go chce Mourinho w swojej drużynie. To nie wszystko ma odejść Koke oraz wielu innych zawodników, a nawet trener. Wtedy Atletico nie bezie już w tak dobrej sytuacji do zdobycia kolejnego trofeum, a szkoda bo grają bardzo ładnie.








2. Już tu jest nie zamierzam się tak bardzo rozpisywać. Będzie krótko i zwięźle...
Finał Ligi Europy gościł we Włoszech, a dokładnie w Turynie. Przegrali faworyci, wygrali ci lepsi ( w rzutach karnych ). Może się mylę, może nie śledzę wydarzeń Sevilli i Benfici w dzień w dzień, lecz nie można się zgodzić z twierdzeniem, że Sevilla  zasłużyła na zwycięstwo lub Benfica nie powinna zdobyć tego tytułu. Po oglądaniu tego meczu, brakowało mi pięknych podań akcji i różnych zagrań. Czasami wydawało mi się, że zawodnicy przed chwilą skończyli mecz, a ten jest drugim z kolei. Dla mnie jako widza, brakowało szybkości. Piłka leciała bardzo wolno od nogi do nogi jakby nie wiedzieli co z nią zrobić. Trochę dziwne, nie uważacie. Po 30 minutach nawet nie pamiętam chociaż jednej akcji czy strzału na bramkę, bo chyba nawet nie było. Wszystko toczyło się w środku pola. Po 90 minutach mieliśmy remis, po dogrywce mieliśmy remis - ile jeszcze, sobie mówię, gdyby dogrywka miała dwie godziny to i tak nikt by nie strzelił gola. Jakby im po prostu nie zależało. Czasami atakowała Benfica, ale nie można mówić, że przeważała.
Rzuty karne wyłoniły triumfatora - drużynę z Hiszpanii - Sevillę, wygrała 4:2.


                                                          Klątwa Benfica' i nadal trwa.
Kiedy w 1963 roku, po pasjonującym finale Pucharu Europy Real przegrał z ekipą z Lizbony 5:3, a decydujące dwa gole strzelił Eusebio, Guttman - wtedy trener poprosił o podwyżkę. Nikt wtedy się był zaskoczony bo Benfica wygrywała z każdym począwszy od drużyn z ligi, a zakończywszy na Barcelonie czy własnie Realu. Szefostwo się nie zgodziło, a trener wtedy zapowiedział: W ciągu najbliższych stu lat Benfica nie zdobędzie żadnego mistrzostwa Europy. I stało się... Portugalczycy będą musieli poczekać do 2063 roku lub na cud...
Od właśnie wspomnianego 1963 roku Benfica przegrała osiem finałowych starć...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz